Szaleństwa króla Jerzego

boy_george

Kurt Cobain powiedział podobno, że człowiek jest sławny wtedy, gdy rozpoznaje go każda gospodyni domowa. Nie wiem czy George'a O'Dowda rozpoznają wszystkie gospodynie domowe, jednakże w kalejdoskopie gwiazd i gwiazdeczek jest to z pewnością jedna z najbardziej charakterystycznych postaci. Oprócz tego George O'Dowd jest również świetnym wokalistą, który wywołał wielki wpływ na kształt sceny muzycznej w latach 80. i 90. o czym wielu zapomina, mając w głowie głównie skandale, których bohaterem był artysta.

Kłopoty muzyka rozpoczęły się bardzo wcześnie. Młody George kochał poezję i teatr i ani mu się śniło uczyć. Konflikt z nauczycielami przyczynił się do tego, że O'Dowd został wydalony ze szkoły. Dzięki temu jednak rozpoczęła się jego kariera artystyczna. Muzyk zatrudnił się w butiku odzieżowym, gdzie w wolnym czasie cały czas przymierzał ciuchy oraz zapisał się na kurs makijażu. Wszystko po to, aby stworzyć idealny wizerunek gwiazdy pop. George O'Dowd jak każdy młody, kochający rocka Anglik obracał się oczywiście w londyńskich klubach. Tam próbował swoich sił w śpiewie.

Jego postać na początku lat 80. pociągała bywalców klubów w sposób niezwykły. Było pewne, że artysta rozpocznie karierę muzyczną i stanie się wielką gwiazdą. George O'Dowd co ciekawe nie zdecydował się na karierę solową, tylko założył grupę Culture Club. W składzie zespołu znaleźli się jeszcze basista Mikey Craig, gitarzysta Roy Hay oraz perkusista Jon Moss. Kapela szybko osiągnęła sukces. Trzeci singiel kapeli "Do You Really Want to Hurt Me", będący przedziwną mieszanką muzyki nowofalowej, białego soulu oraz reggae zdobył świat. Dziwacznie wyglądający wokalista tytułujący się jako Boy George paradujący w dredach, czarnym kapeluszu i białej bluzie z hebrajskim napisem "Tarbut Agudda" śpiewający miłosną pieśń "Czy naprawdę chcesz mnie zranić?
Czy naprawdę chcesz przyprawić mnie o łzy?" sprzedał się niesamowicie. Dużo później okazało się, że obiektem westchnień artysty nie była kobieta, tylko perkusista Culture Club, Jon Moss.

boy_george1

powyżej: fotografia wykonana we wrześniu 1982 roku po premierze singla "Do You Really Want to Hurt Me", autor: Harry Prosser/Daily Mirror/Mirrorpix

Później grupa nagrała jeszcze większy hit "Karma Chameleon" i świetny, bestsellerowy album "Colour by Numbers". Następnie ich sława przygasła. Jednakże stwierdzenie, że Culture Club to tylko dwa przeboje i ewentualnie dwa albumy to gruba przesada. Wystarczy posłuchać piosenek grupy na SPOTIFY. Boy George miał rewelacyjny wokal. Ten cudacznie wyglądający muzyk był angielskim odpowiednikiem Michaela Jacksona. Warto dodać, że "Karma Chameleon" to był najlepiej sprzedający się singiel w 1983 roku w UK. Wtedy gdy na tronie zasiadał wspomniany Jackson. Żaden z singlowych przebojów Króla Popu nie sprzedał się wtedy w Wielkiej Brytanii tak dobrze, a przecież thrilleromania ogarnęła cały świat! Na pewno do klasyków zaliczają sie takie piosenki jak: "Time (Clock of the Heart)" - numer wpisany na listę 500 utworów, które ukształtowały rock 'n'rolla, "Take Control", "I'll Tumble 4 Ya", "The Dive", "Don't Talk About It", "Move Away", "Heaven's Children" czy praktycznie wszystkie utwory z płyty "Colour by Numbers".

Boy George wbrew powszechnej opinii jest artystą niezwykle płodnym. Po rozpadzie Culture Club w 1986 roku wydał tyle materiału, że ciężko to naraz ogarnąć dla osób nieinteresujących się niszową muzyką, choć przeróbkę soft-rockowego standardu Bread "Everything I Own" w stylu reggae chyba wszyscy znają. Jednak rzeczą, z której muzyk najbardziej zasłynął były nieprawdopodobne wręcz skandale. Już afiszowanie się Georga O'Dowda ze swoim homoseksualizmem na początku lat 80. wywoływało szok. Później już było tylko mocniej. Kokaina i marihuana sypały się hałdami po pokojach hotelowych. W 1986 roku niezwykle poczytny tabloid "The Sun" ogłosił na pierwszej stronie: "Ćpun George ma osiem tygodni życia przed sobą". Przygody z narkotykami przyczyniły się nie tylko do kłopotów zdrowotnych George'a, ale też do problemów artysty z prawem. W 1986 roku w domu artysty znaleziono martwego klawiszowca Michaela Rudetsky'ego, który przedawkował heroinę (muzyk współpracował z Culture Club przy nagrywaniu płyty "From Luxury to Heartache"). Zaraz po tym zdarzeniu rodzice Rudetsky'ego wytoczyli George'owi proces, w którym domagali się finansowego odszkodowania za śmierć syna. Sąd odrzucił pozew rodziców muzyka, jednak te zdarzenia przyczyniły się do dużego stresu w życiu George'a oraz rozpadu Culture Club.

W 2006 roku O'Dowd został z kolei skazany za posiadanie kokainy na karę robót publicznych. Mieszkańcy Nowego Jorku przez kilka dni w zdziwieniu oglądali jak jeden z największych gwiazdorów zamiata ulice, wyrzuca śmieci,itd. George co ciekawe robił to wszystko z uśmiechem na twarzy. Powiedział później, że mu się nawet podobało. Jego praca przy porządkach została oczywiście dobrze udokumentowana.

Boy George

powyżej: Boy George sprzątający ulice Nowego Jorku, źródło: AP

Trochę później Boy George dowalił z naprawdę grubej rury. W 2009 roku muzyk został uznany winnym znęcania się nad norweskim pracownikiem agencji towarzyskiej, Audunem Carlsenem. Piosenkarz poznał Carlsena przez Internet. Zaprosił go do swojego domu w Londynie na rozbieraną sesję zdjęciową. Jednak spotkanie nie zakończyło się na wykonaniu paru intymnych fotek. Z tego co można wyczytać w Internecie w domu O'Dowda miała miejsce kokainowa orgia. Prawdopodobnie w jej trakcie artyście przyszło do głowy, że Norweg ukradł mu intymnie zdjęcia z komputera i należy mu się kara w postaci sesji BDSM!  Carlsen w sądzie zeznał, że Boy George i jego młodszy kochanek znęcali się nad nim:
"Przykuli mnie kajdankami do kaloryfera. Zaczęli bić po twarzy i całym ciele, krzyczeli i wyzywali. Później okładali mnie metalowymi łańcuchami. Cudem udało mi się wyswobodzić i uciec! Wybiegłem na ulicę w samej bieliźnie. Rozpaczliwie szukałem pomocy."
Londyński sąd skazał George'a O'Dowda za ten czyn na 15 miesięcy więzienia.

Ostatnio piosenkarz skupił się bardziej na muzyce. Reaktywował Culture Club i według krytyków i fanów nagrał najlepszy od lat album zatytułowany "Life". Na płycie oczywiście słychać wpływy reggae i nowej fali, ale też co ciekawe mocne rockowe brzmienia, o które tych muzyków nikt by nie podejrzewał. Nie zostaje nic innego tylko posłuchać takich kawałków jak: "God & Love", "Bad Blood" czy popularnego ostatnio, rozbujanego "Let Somebody Love You". W latach 80. George O'Dowd zainspirował takich twórców jak Ace of Base, Roxette, Fine Young Cannibals, Erasure czy Wet Wet Wet. Nowa muzyka pewnie mało kogo zainspiruje, ale jest udanym powrotem na dobrą muzyczną ścieżkę tego legendarnego i zasłużonego artysty.

 

Komentarze

  1. Monika Sobieraj11 marca 2019 03:52

    O incydencie z uwięzieniem człowieka słyszałam, natomiast dopiero teraz się dowiedziałam, kto tym Sprawcą był :) Fajnie napisany tekst, lekko się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie moje klimaty, nie było mnie wtedy nawet na świecie ☺️ Oczywiście słyszałam o Boy George'u. Ciekawy wpis, wiele się z niego dowiedziałam, dzięki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa