Queen - Made in Heaven

Queen__Made_in_Heaven

Queen - Made in Heaven (1995) Parlophone


smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar_halfsmoothstar0


01. It's a Beautiful Day
02. Made in Heaven - 5:25
03. Let Me Live - 4:45
04. Mother Love - 4:46
05. My Life Has Been Saved - 3:15
06. I Was Born to Love You - 4:49
07. Heaven for Everyone - 5:36
08. Too Much Love Will Kill You - 4:18
09. You Don't Fool Me - 5:23
10. A Winter's Tale - 3:49
11. It's a Beautiful Day (reprise)
12. Yeah - 0:04
13. Track 13 - 22:32


Co ciekawe z ostatnich nagrań Queen to nie ostatnia płyta "Made in Heaven", tylko "Innuendo" robi najbardziej przygnębiające wrażenie. Przedostatni studyjny album Queen z Freddiem Mercurym na wokalu brzmi tak jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. Zresztą jak on ma brzmieć? Lekarze byli zgodni co do tego, że Mercury nie dożyje premiery tego albumu, więc grobowa atmosfera udzieliła się też pozostałym członkom zespołu. W porównaniu do "Innuendo" ostatniego krążka zespołu słucha się wręcz przyjemnie,  chociaż sesja nagraniowa, która rozpoczęła się w 1991 roku była dramatyczna.


Freddie miał już nie żyć. Wyczerpany chorobą gwiazdor jednak nie tylko dożył premiery "Innuendo", ale rozpoczął pracę nad nowym materiałem, który ukazał się 4 lata po jego śmierci. Artysta wykazał się niezwykłym hartem ducha, ale również godnością. W obliczu nieuchronnej śmierci nie narzekał, nie rozpaczał, tylko pracował z podniesioną głową. Niejednokrotnie leżał na ziemi w studiu nagraniowym, ale się nie poddał. Mercury dał przykład jak godnie chorować i jak godnie umrzeć i za to powinien zostać zapamiętany. To właśnie postawa muzyka w obliczu śmierci uczyniła go idolem setek milionów ludzi w czasach, gdy nowotwory, AIDS i inne nieuleczana choroby zbierają żniwo większe niż kiedykolwiek wcześniej w historii. To głównie z podziwu dla postawy artysty "Made in Heaven" sprzedał się w ilości ponad 20 milionów egzemplarzy na świecie i stał się najlepiej sprzedającym się albumem Queen.


Tutaj nie ma złożonych, wyszukanych majstersztyków typu "Bohemian Rhapsody" czy "Innuendo". Nie ma nawet galaktycznych przebojów jak "These Are the Days of Our Lives", "We Are the Champions" czy "Don't Stop Me Now". Są po prostu ładne piosenki, które w większości wprowadzają słuchaczy w blogi nastrój. Taki był chyba zresztą zamysł żyjących członków zespołu, aby  "Made in Heaven" nie było płytą dołującą, smutną, tylko błogą zawierającą przyjemną muzykę, jaką ludzie sobie puszczają na Hawajach.To dlatego na krążku znajdują się przerobione wesołe piosenki: "Made in Heaven" ("Kiedy nadciąga burzowa pogoda/To było wytworzone w niebie/Kiedy słońce przebije się zza chmur/Chciałbym, żeby trwało to wiecznie, tak/Chciałbym, żeby tak było zawsze, na zawsze") i "I Was Born to Love You" ("Urodziłem się by Cię kochać/Każdym uderzeniem mego serca/Tak, urodziłem się by się troszczyć o Ciebie/Każdego dnia mego życia"), oryginalnie znajdujące się na debiutanckim albumie Mercury'ego "Mr. Bad Guy". Tutaj znajduje się żywiołowa rockowa ballada z elementami gospel "Let Me live", która wcześniej została nagrana wraz z Rodem Stewartem i miała się znaleźć na płycie "The Works". Na tym krążku jest też rock w stylu hipisowskim "Heaven for Everyone", który Roger Taylor napisał po wydaniu "A Kind of Magic" na płytę swojego zespołu Cross.


Tak na dobrą sprawę Queen w melodramatyczne tony uderzają tu tylko dwa razy. Ma to miejsce w psychodelicznej, blues-rockowej balladzie "A Winter's Tale" autorstwa Mercury'ego, który już był pogodzony ze światem i z nadchodzącą śmiercią i śpiewa w niej o pięknie przyrody. Drugi raz gdy muzycy opowiadają o matczynej miłości w rockowej balladzie "Mother Love". Ten numer był ostatnim zaśpiewanym przez Mercury'ego. Z powodu gorszego samopoczucia i później śmierci ostatnią zwrotkę zaśpiewał  Brian May.Gitarzysta wykonał jednak świetną robotę w studiu i ten sposób prezentacji wydaje się celowym zabiegiem artystycznym.


"Made in Heaven" na pewno nie jest najlepszą płytą w dyskografii zespołu jak to mówił Brian May. Nie jest też testamentem Mercury'ego jak to niektórzy widzieli. Z ostatniej sesji nagraniowej z 1991 roku znajdują się zaledwie trzy piosenki: wspomniane "A Winter's Tale", "Mother Love" oraz dyskotekowa, nawiązująca do czasów "Hot Space" i niepasująca do reszty płyty „You Don't Fool Me”. Ostatni studyjny album brytyjskiej grupy jest jednak kolejną bardzo dobrą i mało wymagającą propozycją obok chociażby "The Miracle" na przyjemne niedzielne popołudnie, aczkolwiek z pewną dozą refleksji.


Na koniec warto dodać, że album zawiera najdziwniejszą i najdłuższą kompozycję zespołu w całej jego dyskografii "Track 13". Ten utwór to czysty ambient i muzyczne wyobrażenie nieba. Kompozycja została napisana i nagrana przez Briana Maya, Rogera Taylora oraz Davida Richardsa - producenta dwóch poprzednich studyjnych płyt Królowej. 22-minutowy "Track 13" jest symbolicznym pożegnaniem zespołu w klasycznym składzie z fanami.


Później zespół występował z nowymi wokalistami Paulem Rodgersem i Adamem Lambertem i w koncertowym wydaniu wypadał niezwykle przekonująco. Ale to już inna, nieco mniej romantyczna historia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa