Moby - Everything Was Beautiful, and Nothing Hurt

Moby__Everything

Moby - Everything Was Beautiful, and Nothing Hurt (2018) Mute


smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar_halfsmoothstar0


01. Mere Anarchy – 5:15
02. The Waste of Suns – 4:44
03. Like a Motherless Child – 4:37
04. The Last of Goodbyes – 4:23
05. The Ceremony of Innocence – 3:56
06. The Tired and the Hurt – 4:26
07. Welcome to Hard Times – 5:08
08. The Sorrow Tree – 4:28
09. Falling Rain and Light – 4:46
10. The Middle is Gone – 5:13
11. This Wild Darkness – 4:09
12. A Dark Cloud is Coming – 5:24


Okładka najnowszej płyty Moby'ego jest bez wątpienia jednym z najbardziej zapadających w pamięć obrazków, jakie można znaleźć obecnie w sklepach muzycznych. Minotaury są obecne w kulturze od wieków i nie jest to nic nowego, jednak autorowi okładki udała się sztuka stworzenia przykuwającego uwagę dzieła. Najważniejsze jednak, że to samo udało się również weteranowi sceny elektronicznej - niektórzy fani są zachwyceni krążkiem i wprost mówią, że "Everything Was Beautiful, and Nothing Hurt" to najlepszy album artysty od czasu "Play" z 1999 roku.


Płyta nie chwyta od razu. Ogrom melancholijnych dźwięków wytworzonych za pomocą syntezatorów oraz innych elektronicznych instrumentów muzycznych, głównie klawiszowych, może na samym początku przytłaczać. Jednakże Moby to przecież mistrz smutnych elektronicznych brzmień i po bliższym zapoznaniu się z materiałem okazuje się, że "Everything Was Beautiful, and Nothing Hurt" ma słuchaczom dużo do zaoferowania. Ponure pieśni Moby'ego zaśpiewane przez piękne, utalentowane i mało znane kobiety (Julie Mintz, Mindy Jones, Apollo Jane) dobrze się sprawdzą podczas samotnego, pełnego refleksji zimowego wieczoru przy dobrej książce i szklaneczce czegoś mocniejszego.

Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że pomimo wszystkich zalet "Everything Was Beautiful, and Nothing Hurt" nie ma szans na zdobycie takiej popularności i uznania krytyków jak klasyczne dokonania Moby'ego z lat 90. ("Moby", "Everything Is Wrong" i "Play"). Nowa płyta jest przyjemna w odbiorze, jednak brakuje jej oryginalności, czegoś co by zaskoczyło słuchaczy oraz utworów, które wybijały się bardzo ponad przeciętność i mogłyby stać się radiowymi hitami (a takich Moby trochę w przeszłości nagrał).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa