Ostatnia rodzina. Prolog.

the_last_family

Wydaje się, że absolutnie nikogo nie trzeba zachęcać do obejrzenia filmu „Ostatnia rodzina”. Nagrodzony Złotymi Lwami na Festiwalu Filmowym w Gdyni obraz filmowy jest opowieścią o niekonwencjonalnej, pochodzącej z Sanoka rodzinie Beksińskich. Akcja filmu toczy się na przestrzeni 28 lat. Rozpoczyna się w 1977 roku, gdy Tomasz Beksiński wprowadza się do nowego mieszkania w Warszawie, niedaleko miejsca zamieszkania swoich rodziców. Kończy się wraz ze śmiercią najsłynniejszego członka rodu, wielkiego malarza Zdzisława Beksińskiego. W zasadzie historię rodziny Beksińskich na długo przed premierą filmu „Ostatnia rodzina” z grubsza znał każdy czytający obywatel naszego kraju.


Zdzisław Beksiński był znanym na całym świecie przedstawicielem kierunku surrealistycznego w malarstwie, którego obrazy zawierały mroczne i nieprzyjemne wizje, a także rzeźbiarzem oraz fotografem. Natomiast głos jego syna Tomasza w latach 80. i 90. znał każdy fan radia oraz rocka progresywnego w Polsce dzięki takim audycjom jak „Trójka pod księżycem”, „Romantycy muzyki rockowej” czy też „Muzyczna poczta UKF”. Jednak dokonania klanu Beksińskich tylko w niewielkim stopniu przyczyniły się do jego popularności w Polsce. Dużo materiałów dziennikarskich poświęconych rodzinie Beksińskich pojawiło się po samobójstwie Tomasza Beksińskiego w 1999 roku. Jeszcze więcej informacji ukazało się po zabójstwie Zdzisława Beksińskiego, które zostało określone w mediach jako najgorsze z możliwych uwieńczenie tragicznych wydarzeń dotykających najbliższą rodzinę malarza.


GorsetsadystyFot.ZdzisawBeksiski


Już sam początek drogi artystycznej Zdzisława Beksińskiego był dość oryginalny. W latach 50., które były mało sprzyjającym okresem dla rozwoju polskiej kultury artysta stworzył pracę „Gorset sadysty”. Jest to fotografia przedstawiająca skrępowaną żonę malarza Zofię Beksińską na tle białego prześcieradła. Według krytyków sztuki dzieło miało symbolizować sprowadzenie ciała kobiety do funkcji mięsa, służącego wyłącznie w celach konsumpcji. „Gorset sadysty” był jedną z pierwszych bardziej znanych prac Zdzisława Beksińskiego.


autobusbeksinskisfw1sanok


Artysta w tamtych latach zaczął również pracować jako plastyk w Sanockiej Fabryce Autobusów „Autosan” i opracował dla przedsiębiorstwa stylistykę prototypowych autobusów i mikrobusów - malarz zaprojektował nadwozia, sposób lakierowania pojazdów oraz znaki graficzne firmy. Malarz pracował dla "Autosanu" do 1967 roku.zdzislaw_beksiski



Już w latach 50. kiedy zrealizował "Gorset sadysty" oraz zaprojektował stylistykę legendarnego autobusu SFW-1 Sanok, artysta postanowił swoje życie poświęcić sztuce i mimo tego, że reliefy, rzeźby oraz rysunki Zdzisława Beksińskiego z tego okresu nie są zbyt znane, warto poświęcić kilka chwil na to, aby je obejrzeć. Te i inne prace artysty można podziwiać nie tylko w Muzeum Historycznym w Sanoku, gdzie jest ich najwięcej, ale również w Internecie na stronie "Wirtualnego Muzeum Zdzisława Beksińskiego” założonego przez marszanda artysty Piotra Dmochowskiego. Dzieła Zdzisława Beksińskiego na stronie „Wirtualnego Muzeum” zostały pogrupowane w kategorie tematyczne, takie jak: „Rysunki na pół abstrakcyjne. Lata 50-te”, „Rysunki sadomasochistyczne. Lata 60-te” czy też „Obrazy. Lata 1968-1983”. Warto przejrzeć wszystkie galerie, choć oczywiście największym uznaniem i sławą cieszą się mroczne obrazy artysty z ostatniej z wymienionych kategorii, zaliczające się do najbardziej przerażających dzieł polskiego malarstwa.


Beksiski__Pezajca_mier

Tematem na osobny artykuł jest opis najbardziej znanych obrazów Zdzisława Beksińskiego. Jednakże aby choć trochę uzmysłowić sobie jak porażające, ponure i dające szerokie pole interpretacyjne są to dzieła warto przywołać jeden z najbardziej znanych obrazów artysty, ochrzczony przez ludzi jako „Pełzająca śmierć” (w tym miejscu warto zaznaczyć, że Zdzisław Beksiński nie tytułował swoich obrazów). Surrealistyczny, olejny obraz z 1973 roku jest jedną z wizytówek malarza, płótnem antywojennym i jednocześnie dość łatwym w odbiorze, przez co chętnie przywoływanym przez ludzi próbujących opisać twórczość Zdzisława Beksińskiego. Według najpopularniejszej interpretacji motywem przewodnim dzieła jest skradająca się niczym pająk śmierć, opuszczająca palące się w tle miasto. Według tej interpretacji intencją malarza było odcięcie się od mających swe źródła w średniowieczu tradycyjnych personifikacji śmierci i stworzenie jej nowego makabrycznego i jednocześnie niekonwencjonalnego wizerunku. Zdzisławowi Beksińskiemu udała się ta sztuka, gdyż posiadająca zakrwawiony bandaż zamiast twarzy oraz owłosiony, pajęczy odwłok postać wzbudza jednocześnie obrzydzenie i przerażenie. Podobnie jak pozostałe obrazy Zdzisława Beksińskiego „Pełzająca śmierć” jest dziełem fantastycznym wizjonerskim, figuratywnym oraz starannie namalowanym. Jednak sam artysta dawał pełne pole do popisu odbiorcom swojej sztuki i nigdy nie powiedział, że jest to jedyna słuszna interpretacja tego dzieła. Niektórzy komentują obraz w ten sposób, iż centralną postacią dzieła jest nie spersonifikowana śmierć, a zmutowana ofiara nuklearnej apokalipsy z symbolicznie wyłupionymi oczami i kończynami przypominającymi o ofiarach obozów koncentracyjnych.


Wbrew temu co się powszechnie sądzi Zdzisław Beksiński był również człowiekiem dość umuzykalnionym. Muzyka stanowiła dość szczególną sferę życia artysty, gdzie jego uczuciowość wychodziła z cienia. Jak mówił sam malarz: „Moja uczuciowość wyładowuje się przy muzyce (…) potrafi mnie wzruszać do łez”, co jest szczególnie istotne biorąc pod uwagę specyficzny i skryty charakter twórcy. Nie należy zapominać, że tekst na okładce książki Magdaleny Grzebałkowskiej: „Beksińscy. Portret podwójny” - „Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna” nie jest chwytliwym sloganem reklamowym, tylko zdaniem charakteryzującym artystę, którego cechowała emocjonalna oziębłość. Zdzisław Beksiński mówił, że nie będzie tworzył muzyki, gdyż jako kompozytor świata już nie zadziwi. Artysta jednakże w młodości komponował muzykę, ale jego twórczość w tej dziedzinie nigdy nie ujrzała światła dziennego.


tomaszbeksinski

Dużo bardziej z muzyką kojarzy się jedyny syn malarza Tomasz, który dał się poznać jako utalentowany dziennikarz muzyczny, prezentujący rzeczy niesamowicie mroczne, ale również niezwykle wyszukane. Na początku kariery Tomasz przedstawiał co prawda wykonawców dość popularnych, jak Pink Floyd, King Crimson czy też Marillion, jednak w późniejszym okresie działalności lubił zaskakiwać słuchaczy i czytelników rzeczami totalnie nieznanymi, nie mającymi szans na globalny sukces. Tomasz Beksiński był dziennikarzem, który promował w Polsce twórczość tak niszowych wykonawców jak: Lacrimosa, XIII Stoleti, Bel Canto, Devil Doll, Deine Lakaien, Legendary Pink Dots czy też John Foxx i to w czasach, gdy wszystko było trudno dostępne, a o tego typu muzyce nikt nawet nie śnił. Nie był to jedyny ambitny i inteligentny dziennikarz muzyczny w Polsce, ale Tomasz Beksiński podporządkował swojej pasji niemalże wszystko. Podobnie jak jego ojciec, dla którego całym światem była sztuka, dla Tomka liczyła się przede wszystkim muzyka oraz dobre kino – dziennikarz zajmował się również tłumaczeniem filmów z języka angielskiego.


Jedna z jego przyjaciółek Katarzyna Ziemek, wokalistka kapeli Fading Colours, wspomina, że Tomek zapraszał swoich znajomych na seanse filmowe, podczas których potrafił cofać dziesięć razy fragmenty oglądanego filmu i zwracać uwagę widzów na najmniejsze detale. Tomasz Beksiński był tak zaangażowany w swoją pracę, że potrafił zepsuć swoim kolegom i koleżankom projekcję filmów, które urządzał w swoim mieszkaniu. Ale właśnie między innymi za zaangażowanie w wykonywaną pracę Tomek był tak lubiany przez swoich słuchaczy i czytelników.


Innymi cechami dzięki którym cieszył się wielką sympatią odbiorców było wisielcze i absurdalne poczucie humoru, a także dystans do samego siebie. Właśnie dzięki tym przymiotom dziennikarz bez problemu wcielił się w rolę wampira podczas premier kinowych „Draculi” oraz „Wywiadu z wampirem”. Jak zwykle nawet urządzając taką maskaradę musiał przygotować wszystko perfekcyjnie. Na polską premierę filmu Francisa Forda Coppoli, która odbyła się w warszawskim kinie Capitol w grudniu 1992 roku przyszedł w specjalnie uszytej na tę okazję pelerynie, która była dokładnie taka sama, w jakiej występował Christopher Lee w horrorach wytwórni Hammer. W czasach kiedy to miało miejsce Tomasz musiał poświęcić dużo czasu i energii na zdobycie tego rekwizytu. Jak napisał w swojej najnowszej książce Wiesław Weiss „Tomek Beksiński. Portret prawdziwy”, dziennikarz myślał o pelerynie już w połowie lat 80. kiedy pisał do jednej ze swoich słuchaczek, że „chciałby codziennie o dwunastej w nocy wychodzić w pelerynie na korytarz swojego bloku oraz powozić się przy okazji trochę windą”.


Tego typu żarty oraz pozowanie w trumnie podczas premiery filmu „Wywiad z wampirem” przyczyniły się do tezy, że Tomasz Beksiński był dziwnym, obłąkanym człowiekiem wierzącym, że jest wampirem oraz sypiającym w trumnie, którą ukuli szukający sensacji redaktorzy popularnych, kolorowych magazynów. Tomkowi biorąc pod uwagę wspomniane poczucie humoru oraz dystans do siebie na pewno takie plotki nie przeszkadzały. Trzeba pamiętać, że dziennikarz gdy miał 18 lat w rodzinnym Sanoku porozwieszał klepsydry informujące o jego śmierci i dobrze się bawił oglądając reakcje ludzi na tę wieść. Jednak była jeszcze druga strona medalu. Tomasz Beksiński cierpiał na depresję.


To najprawdopodobniej głównie choroba przyczyniła się do samobójstwa dziennikarza 24 grudnia 1999 roku. Dzięki Zdzisławowi Beksińskiemu można było dowiedzieć się dużo na temat tej śmierci oraz tego co przeżywał sam artysta po śmierci jedynego syna. Według malarza Tomasz był bardzo rozczarowany światem, w którym przyszło mu żyć, tak że swoje samobójstwo zaplanował niezwykle dokładnie. W wigilię Bożego Narodzenia 1999 roku o godzinie 14.00 Tomek odwiedził ojca i zakreślił w gazecie filmy, które Zdzisław miał mu nagrać z telewizji. Natomiast już o godzinie 15.05 dziennikarz celowo przedawkował leki i wyrzucił do zsypu ich opakowania, aby ewentualnie pogotowie nie wiedziało czym się zatruł. Wcześniej Tomasz Beksiński podjął jeszcze co najmniej kilka prób samobójczych, z których pierwsza miała miejsce gdy miał 19 lat[1]. Samobójcza śmierć dziennikarza Polskiego Radia oraz tłumacza telewizyjnego serialu komediowego „Latający cyrk Monty Pythona” przyczyniła się do tego, że ludzie zaczęli mówić o Beksińskich jako o rodzinie przeklętej – trochę wcześniej bowiem w mieszkaniu Zdzisława Beksińskiego zmarły matka, teściowa oraz żona artysty.


Wydarzenia, które miały miejsce wieczorem 21 lutego 2005 roku jeszcze bardziej utrwaliły tragiczny i szekspirowski wizerunek rodziny Beksińskich. Tego dnia Zdzisław Beksiński został zamordowany. Zabójcą okazał się liczący wówczas 19 lat mieszkaniec Wołomina, Robert K., który zajmował się dokonywaniem dla artysty drobnych napraw. Zabójca zadał malarzowi siedemnaście pchnięć nożem[2]. Następnie wraz ze swoim 16-letnim kuzynem wyniósł ciało na balkon i usiłował zatrzeć ślady zbrodni. Motywem zabójstwa była odmowa udzielenia pożyczki sprawcy przez Beksińskiego. Robert K. w listopadzie 2006 roku został skazany na 25 lat pozbawienia wolności, natomiast jego kuzyn za „psychiczną pomoc w zabójstwie” na 5 lat pozbawienia wolności.


Rodziny Beksińskich już nie ma, ale dwóch ostatnich jej członków zostawiło dla potomnych dużo wspaniałych rzeczy. Zdzisław zostawił przede wszystkim obrazy, z kolei Tomasz materiały poświęcone trudnej do znalezienia, niszowej i niezwykle interesującej muzyce. Jednak oprócz tego ci panowie przyczynili się też do tego, że tysiące młodych ludzi zainteresowało się sztuką, Magdalena Grzebałkowska napisała brawurową i bardzo ciekawą książkę reporterską „BEKSIŃSCY.Portret podwójny”, a Jan P. Matuszyński zrealizował cieszący się dużym uznaniem i zainteresowaniem film „Ostatnia rodzina”.



1. Magdalena Grzebałkowska: „Beksińscy. Portret podwójny”. Według Wikipedii pierwsza próba samobójcza Tomasza Beksińskiego miała miejsce, gdy miał 16 lat.


2. Błażej Grygiel: "Pięć lat temu zginął Zdzisław Beksiński". Magdalena Grzebałkowska w swojej książce „Beksińscy. Portret podwójny” wspomina o 20 ciosach, w tym 8 w klatkę piersiową.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa