Jeff Lynne's ELO - Alone in the Universe

elo-alone-in-the-universe-cover-art

Jeff Lynne's ELO - Alone in the Universe (2015) Columbia


smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar_halfsmoothstar0


01. When I Was a Boy – 3:12
02. Love and Rain – 3:29
03. Dirty to the Bone – 3:06
04. When the Night Comes – 3:22
05. The Sun Will Shine on You – 3:29
06. Ain't It a Drag – 2:34
07. All My Life – 2:50
08. I'm Leaving You – 3:07
09. One Step at a Time – 3:21
10. Alone in the Universe – 3:54


Bohaterowie muzyki pop lat 70. przeżywają ostatnio renesans popularności. Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, iż dokonania starych mistrzów są tak na dobrą sprawę rzeczami całkiem świeżymi dla młodych słuchaczy. Drugim czynnikiem wpływającym na tę sytuację mają wydarzenia ostatnich miesięcy. Ze światem pożegnało się wielu wybitnych twórców, święcących triumfy artystyczne kilkadziesiąt i kilkanaście lat temu, między innymi: Lemmy Kilmister, David Bowie czy Glenn Frey, gitarzysta The Eagles - zespołu mającego na koncie drugi najlepiej sprzedający się album muzyczny w historii w Stanach Zjednoczonych, tj. "Their Greatest Hits (1971–1975)". W tej sytuacji nie powinno więc dziwić powodzenie najnowszej produkcji Jeffa Lynne'a - lidera rockowej grupy Electric Light Orchestra oraz entuzjazm i oczekiwania fanów związane z planowanym występem artysty na festiwalu Glastonbury.


Jeff_Lynne__platinum_UK


Powyżej grafika ilustrująca najnowszy sukces Jeffa Lynne'a w Wielkiej Brytanii. Status platynowej płyty w tym kraju zdobywają albumy, które kupi 300 tysięcy osób.


Krążek "Alone in the Universe" jest czternastym studyjnym albumem ELO, jednak został on wydany pod troszkę zmienionym szyldem, tj. Jeff Lynne's ELO. Wszystko dlatego, ponieważ lider Electric Light Orchestra praktycznie wszystko na tej płycie wymyślił i nagrał sam. Jeff Lynne nie zaprosił do pracy nad płytą nawet swojego najbliższego współpracownika, klawiszowca Richarda Tandy'ego, który towarzyszył artyście w zasadzie zawsze. Oczywiście nie ma żadnych wątpliwości, że Jeff Lynne i Electric Light Orchestra to praktycznie to samo. Piosenkarz zawsze był mózgiem, wokalistą i twarzą tej kapeli, a na takie rzeczy jak Electric Light Orchestra Part II - grupy składającej się między innymi z trzech byłych muzyków Electric Light Orchestra, ale bez Jeffa Lynne'a w składzie, nikt nie dał się nabrać.


"Alone in the Universe" to płyta, która dla wielu odbiorców, nie zawiera kawałków przypominających najbardziej rozpoznawalnych nagrań ELO, takich jak: "Livin' Thing" "Mr. Blue Sky", "Don't Bring Me Down" czy "Hold On Tight". Jednak już po pierwszym przesłuchaniu tego krążka, każdy szanujący się fan muzyki z drugiej połowy XX wieku wie kto popełnił piosenki zawarte na nim. Głos Lynne'a jest rozpoznawalny na kilometr, natomiast jego nowe utwory, bliskie twórczości The Beatles oraz Roya Orbisona też nikogo nie powinny zdziwić. Szczególnie znając przeszłość muzyka, który przez wiele lat współpracował z wyżej wymienionymi artystami.

"Alone in the Universe" to album, który nie wywołał euforii w momencie premiery. Obiektywnie jednak trzeba stwierdzić, iż ten krążek nie tylko wytrzymuje porównania z ostatnimi dokonaniami takich legend jak: David Gilmour czy New Order, ale nawet chwilami wprawia w zdumienie fanów tego typu grania swoim poziomem wykonawczym. Szczególnie zapada w ucho romantyczna, zainspirowana bluesem ballada "Love and Rain",  z gościnnym udziałem córki artysty Laury, odpowiedzialnej za chórki w piosence. Warto też zatrzymać się przy melancholijnym, barokowo zaaranżowanym utworze "When the Night Comes" zawierającym przepyszną gitarową solówkę oraz dynamicznym kawałku "One Step at a Time".

Można mieć tylko nadzieję, że nie będzie to ostatnia płyta Electric Light Orchestra, szczególnie biorąc pod uwagę, że fani czekali na następcę "Zoom" aż 14 lat, a proces tworzenia "Alone in the Universe" wyniósł 18 miesięcy. Aczkolwiek nie można zapomnieć o wydanej w międzyczasie płycie z coverami sygnowanej nazwiskiem Jeffa Lynne'a "Long Wave", która przeszła niezauważenie na rynku, więc szanse na kolejny krążek nie są aż takie małe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa