Podsumowanie roku. Najlepsze piosenki 2010 roku. Miejsca 10-06

Broken Bells - The High Road


10. Broken Bells - The High Road


Spotkanie lidera The Shins - Jamesa Mercera i Briana Burtona (Danger Mouse) w studiu nagraniowym nie przyniosło spodziewanych przez wielu dziennikarzy rewolucji. Panowie brzmią jak Gorillaz, a na debiutanckim albumie prócz utworu "The High Road" próżno szukać evergreenów(choć kilka ciekawych strzałów jeszcze na "Broken Bells" jest, chociażby "The Ghost Inside" czy "Vaporize"). Być może kolejny krążek z tej serii przyniesie więcej emocji.


Beach House - Norway


09. Beach House - Norway


Dream-popowy Beach House przez niektórych krytyków żartobliwie określany jako "najnudniejszy zespół świata" nagrał krążek genialny w swoim gatunku. "Teen Dream" jest pełen pięknych, spokojnych, wyrafinowanych pioseneczek, idealnych na jesienną słotę. Zwiewny kawałek "Norway" to jeden ze szczytowych fragmentów najnowszego krążka damsko-męskiego duetu – płynne gitary i wodniste syntezatory efektownie się tu mieszają z dźwiękami automatu perkusyjnego, a tak naprawdę jest to tylko ładna piosenka.


Hurts - Wonderful Life


08. Hurts - Wonderful Life


Angielski duet zafundował wszystkim słuchaczom całkiem udaną podróż w czasie. Słuchając "Wonderful Life" przed oczami pojawiają się migawki z teledysków Pet Shop Boys, Fiction factory, The Beloved (twórcy hitu "Sweet Harmony" mają na koncie płytę o takim samym tytule co synthpopowa grupa z Manchesteru, tj. "Happiness") oraz Black (rewelacyjnego, jedynego hitu tej kapeli "Wonderful Life" nie sposób nie znać). Można narzekać na piosenkę: że ma głupi tekst i tandetne, oldschoolowe brzmienie, ale trzeba przyznać, że jej refren zostaje w pamięci długo po wysłuchaniu całości.


The Black Keys


07. The Black Keys - I'm Not The One


Wielbiciele blues-rocka w zeszłym roku mieli dużo powodów do radości. Najpierw na rynku ukazała się udana kompilacyjna płyta Jimiego Hendrixa "Valleys of Neptune", a później albumy doskonale przywołujące niezwykłą, niespokojną atmosferę lat 60.: "Shame, Shame" Dr. Dog oraz "Brothers" The Black Keys. Wszyscy chwalą przeróbkę soulowego klasyku Jerry'ego Butlera "Never Gonna Give You Up" z 1968 roku, jednak pomysły pochodzącego ze stanu Ohio duetu również mi przypadły do gustu. "I'm Not The One" wzrusza mnie niezmiernie, ponieważ jest tak rażąco podniosłe i bezczelnie melodyjne – Fleetwood Mac w najbardziej rockowym składzie czy Lynyrd Skynyrd by tego tak teraz nie zrobili.


Foals - Miami


06. FoalsMiami


Zupełnie nieoczekiwanie Foals robił za najlepszy brytyjski zespół w 2010 roku. Złośliwi powiedzą, że to wszystko przez to, że przesunęły się w czasie premiery płyt Radiohead, Coldplay oraz Beady Eye (Oasis bez Noela Gallaghera), ale Yannis Philippakis i jego koledzy z zespołu odwalili kawał dobrej roboty i zaprezentowali światu nowoczesny, ambitny i bardzo kreatywny indie rock. Atmosferyczny "Total Lofe Forever" jest też generalnie zaprzeczeniem wizerunku grupy, jaki powstał po premierze ich pierwszego tanecznego hitu "Cassius". Być może to jest droga jaką musi przejść zespół, żeby w przyszłości zostać wyniesiony na ołtarze?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa