Płyty roku 2008. Miejsca 16-20

20. Długo się zastanawiałem, czy na liście umieścić „Microcastle”, bo choć album jest naprawdę dobry, to ma on swoje mankamenty, jednak stwierdziłem, że jest więcej argumentów za niż przeciw, żeby nowe dzieło Bradforda Coxa i kolegów się tu znalazło. Przede wszystkim, lider Deerhunter jest niekwestionowanym idolem sfrustrowanej, nie odrywającej oczu od komputerów młodzieży, której jedną z ulubionych rozrywek jest poszukiwanie nowej, niezależnej muzy, z pogranicza rocka alternatywnego, ambientu, psychodelii, post punku i art rocka, czyli wypisz, wymaluj, to co tworzy Deerhunter oraz dziwaczny poboczny projekt Coxa, Atlas Sound. Poza tym, „Nothing Ever Happened” jest co dla niektórych tym, czym był dla pokolenia wczesnych lat 90, „Smells Like Teen Spirit” Nirvany, więc nieobecność tej płyty byłaby sporym nadużyciem ze strony każdego kto sporządza tego typu rankingi.


19. Nie mogłem się też zdecydować czy w 20 umieścić debiut Crystal Castles czy Hercules & Love Affair. Obydwa mocne, hitowe, jednakże kontrowersyjne, mające po swojej stronie tyle samo zaciekłych przeciwników co wielbicieli. W końcu wybrałem pierwszą płytę nowojorczyków. „Hercules & Love Affair” jest przyjaźniejszy dla słuchaczy. Dj Andy Butler wraz z kolegami z zespołu tak samo umiejętnie się bawi kiczem co duet z Toronto, jednakże podczas słuchania Herculesa ludzie nie zgrzytają zębami jak przy dźwiękach rodem z Atarynki. No i mogą się rozkoszować głosem Anthony’ego, nie popadając przy okazji w melancholijny nastrój, a to się dzieje jak się słucha płyt grupy Anthony & the Johnsons (notabene niedługo się pojawi recenzja nowej płyty „The Crying Light”).


18. W 20 nie mogło też zabraknąć komercyjnego strzału, a takim jest bez wątpienia jest debiutancki album pochodzącej z Walii Duffy (najlepiej sprzedający się album w Wielkiej Brytanii w 2008 roku). Kontrkandydatami „Rockferry” były „808s & Heartbreak” lamera Kanye Westa (ktoś niedawno przechwycił jego internetowe hasła do wszystkiego i zaczął rozpowszechniać w Internecie plotkę, jakoby artysta miał zamiar występować w biseksualnych filmach porno), ale to hip-hopodobne dzieło jest jak wiemy bardzo nierówne, no i „Viva La Vida…Coldplay, ale oni to za bardzo inspirują się gitarowym onanistą Joe Satrianim, a poza tym głos Duffy jest wyjątkowy, no i te świetne kompozycje. Mam nadzieję, że się mylę, ale jej druga płyta, która ma się ukazać w tym roku, może nie zawierać tak świetnie skrojonych kawałków z pogranicza popu i soulu.


17. Shearwater jest niczym amerykański Radiohead. Co prawda nie tak popularny, ale równie ambitny, bezkompromisowy i co ważne dość przebojowy jak na ten typ muzyki. „Rook” nie jest prosty w odbiorze. Album kojarzy z debiutancką powieścią Williama Whartona „Ptasiek”, która w dużej części jest normalnym, aczkolwiek mądrym czytadłem, a momentami ciężkostrawnym, wymagającym, opornym w odbiorze utworem. Fragmentów przebojowych na tej płycie nie doświadczymy wiele („Rooks”, „Leviathan, Bound”, „Century Eyes” i po części „The Snow Leopard”), natomiast niełatwa część tej płyty jest dla wielu melomanów prawdziwym objawieniem.


16. Nie pamiętam kto ukuł taką tezę, że każdy człowiek jest w jakimś stopniu samotny. Jeżeli tak jest, to oznacza to, że nowa propozycja The Raconteurs jest dla wszystkich, w końcu ich nowy krążek nosi tytuł “Consolers of the Lonely”. A tak na serio, to przebojowy zestaw nowych utworów Brendana Bensona i Jacka White’a III ucieszy każdego wielbiciela rockowych brzmień spod znaku Led Zeppelin i The Beatles.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa