Bezkompromisowość



[caption id="attachment_1394" align="aligncenter" width="307"]Poland is represented in mosaic displaying images of EU member countries in Brussels Poland is represented in a mosaic displaying images of European Union member countries at the EU Council headquarters in Brussels January 15, 2009. REUTERS/Francois Lenoir (BELGIUM)[/caption]


1 stycznia 2009 Czechy objęły przewodnictwo UE. W związku z tym w Brukseli w budynku Rady Unijnej zawisła trójwymiarowa instalacja przedstawiająca 27 krajów unijnych. Ekspozycja zatytułowana „Stereotypy są barierami do zburzenia” miała być dziełem 27 artystów z każdego z krajów członkowskich. Jednak wystawa okazała się mistyfikacją, gdyż twórcą instalacji okazał się jeden człowiek, kontrowersyjny czeski rzeźbiarz David Czerny (warto przeczytać  tekst o artyście autorstwa Mariusza Szczygła „Wkurzacz czeski”). Wracając do wystawy okazała się ona niezwykle kontrowersyjna, choć niektórzy określili ją jako skandal, a Czechów oskarżyli o obrazę Unii. Co by tu o niej nie napisać, jedno określenie pasuje do niej jak ulał – bezkompromisowość. Dla przykładu Polska została przedstawiona w niej jako kartoflisko (czyżby to była aluzja do dwugłowego orła, wszakże Wielcy Bracia nie tak dawno temu zostali w pewnym niemieckim brukowcu przedstawieni jako kartofle), w środku którego księża wbijają gejowską flagę. Klerycy wbijający flagę w środek Polski nawiązują z kolei do historycznego zdjęcia upamiętniającego zdobycie przez Amerykanów japońskiej wyspy Iwo Jima w 1945 roku. Czyżby kolejna aluzja, tym razem do naszego bałwochwalczego stosunku w stosunku do USA? Ale nie tylko Polacy poczuli się urażeni. Krzywe miny mieli też między innymi Bułgarzy, których kraj został przedstawiony jako jeden wielki turecki szalet, Niemcy, których państwo jest pokryte siecią autostrad, układających się w swastykę oraz Holendrzy, których kraj został przedstawiony jako tonący w wodzie, nad którą wystają jedynie czubki meczetów. Zdjęcia oraz komentarze z wystawy można zobaczyć na tej stronie. Czerny jest artystą który ma pewną wizję swojej sztuki, jest też niezwykle bezkompromisowy i być może w tym tkwi jego sukces. To samo co o czeskim rzeźbiarzu można napisać też o brytyjskich twórcach z kręgu muzyki alternatywnej: członkach zespołu Portishead oraz Damonie Albarnie. To ich wydawnictwa zostały uznane za niezwykle istotne wydarzenia na rynku muzycznym w roku minionym.



Portishead__Third

Portishead powrócił z niebytu po 11 latach milczenia. Mroczny bristolski trip-hop jaki niegdyś prezentowali miał jednak pewną dozę melodyjności, był w jakiś sposób przyjazny dla słuchaczy. Przecież jeden z ich pierwszych i zarazem największych przebojów, „Glory Box” jest oparty na klasycznym utworze Isaaca Hayesa „Ike’s Rap II” i co by tu pisać, wpada w ucho jak mało co. A „All Mine” , „Humming” czy “Sour Times” to klasyka, grana często w niejednym radiu. Nowa płyta Beth Gibbons i kolegów jest skrajnie niemelodyjna, awangardowa i bezkompromisowa, momentami wręcz szokująca, ale na szczęście dobra. „Third” rozpoczyna niesamowite „Silence”, którego motywem przewodnim są hipnotyczne bębny. Gdzieniegdzie słuchać intrygującą gitarę, smyki,  mowę w jakimś dziwacznym jezyku, a najbardziej zaskakujące jest to, że utwór otwierający album urywa się niespodziewanie, tak jakby muzycy chcieli nas przestraszyć. Coś wywołującego gęsią skórkę jest w elektronicznych balladach, takich jak „Hunter” oraz „The Rip” które w głównej mierze wypełniają trzeci studyjny krążek pochodzących z Bristolu muzyków. Najbardziej paranoiczne są jednak inne utwory: garażowo – krautrockowy „We Carry On” oraz industrialny i hałaśliwy „Machine Gun” przenoszący odbiorców w sam środek konfliktu zbrojnego. Cały ten album jest dla słuchaczy wyzwaniem, które jednak warto podjąć. Od samego początku aż do końca, poprzez folkową miniaturkę „Deep Water” i doskonały, psychodeliczny, wydany na singlu kawałek „Magic Doors” trzyma to wydawnictwo poziom, który osiąga niewielu artystów.

Monkey__Journey_to_the_West


Aczkolwiek do tej skromnej wspomnianej grupki artystów należy jeden z najsłynniejszych rockowych intelektualistów, Damon Albarn, który po rozpadzie swojej macierzystej kapeli Blur, angażuje się w coraz to inne, ciekawe projekty (Gorillaz; The Good, The Bad & The Quuen). Jednym z takich przedsięwzięć jest opera „Journey to the West”, która jest soundtrackiem do przedstawienia „Monkey: Journey to the West”, opartego na powieści z czasów dynastii Ming, opowiadającej o małpie podróżującej na Zachód. Albarn muzyką pochodzącą z Państwa Środka interesował się już wcześniej. Muzyk ma na koncie przecież doskonały utwór „Honk Kong”, aczkolwiek tamten wyczyn można traktować w kategorii eksperymentu, mającego pogodzić chińską melodykę z anglosaskim pojmowaniem ballady Jeszcze wcześniej Albarn nagrał numer „Yuko and Hiro”. Ta piosenka znajduje się na słynnej  płycie Blur „The Great Escape”. Natomiast „Journey to the West” jest czymś więcej. Płyta jest udanym zbiorem krótkich instrumentalnych kawałków i arii śpiewanych po chińsku. Łączenie chińszczyzny, brytyjskiego popu i opery może się wydawać stąpaniem po bardzo niepewnym gruncie, aczkolwiek Albarn, jak przystało na uzdolnionego człowieka renesansu fajnie sobie z tym poradził. Warto spróbować dania przyrządzonego przez głównodowodzącego formacji Blur, zaglądając na jego stronę albo oglądając krótki filmik stworzony przez Jamiego Hewletta, stałego współpracownika Albarna.A najlepiej posłuchać w całości tej niecodziennej płyty, gdyż jest po prostu przyjemna w odbiorze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa