Miłość, wojna i duch Everlasta. Recenzja płyty Everlasta "Love, War and The Ghost of Whitey Ford"

Everlast__Love_War_and_The_Ghost_of_Whitey_Ford

Ericowi Schrody’emu, znanemu bardziej pod ksywką Everlast, dziennikarze starają się przykleić łatkę twórcy muzyki rap. Oczywiście prawdą jest, że mający irlandzkie korzenie muzyk zaczynał swoją karierę w hip-hopowym składzie House of Pain wraz z DJ Lethalem, znanym również z Limp Bizkit oraz Dannym Boyem, ale cała jego późniejsza twórczość nie jest już tak jednoznaczna.


Muzyka Everlasta to dość oryginalny i ciekawy, ale też troszkę dziwaczny mix hip-hopu, hard rocka, popu, bluesa i elektroniki. Mieszanina ta została doceniona przez krytyków, którzy uznali jego drugi krążek „Whitey Ford Sings the Blues” za jedno z najciekawszych dokonań muzycznych końca lat dziewięćdziesiątych i przyznali nagrodę Grammy w 2000 roku w kategorii najlepszy utwór rockowy wykonywany przez duet lub grupę z wokalem za kawałek „Put Your Lights On” nagrany do spółki z latynoską kapelą Carlosa Santany.


Niecałe trzy miesiące temu miała miejsce premiera najnowszych zbioru nagrań Schrody’ego pod tytułem „Love, War and The Ghost of Whitey Ford”. To już piąty studyjny album artysty, który tak jak dwa poprzednie nie odniósł większego sukcesu na listach przebojów. Wpływ na to ma na pewno fakt, że Everlast jest muzułmaninem co się Amerykanom za bardzo nie podoba, szczególnie po 11 września, a także to, że muzyk eksploatuje sprawdzone schematy. Nowe piosenki są strasznie podobne do tych z poprzednich płyt. Może były członek House of Pain się powtarza, ale trzeba przyznać, że całkiem nieźle słucha się płyty „Love, War and The Ghost of Whitey Ford”.


Oczywiście określenie niezły nie jest jednoznaczne z określeniem dobry, bo nowy krążek na pewno dobry nie jest. Nowy album Everlasta jest bardzo nierówny. Kawałki takie jak „Friend” czy „Everyone” są nudne jak flaki z olejem. Z kolei numery „Stone in my Hand” oraz „Die In Yer Arms” są fascynujące. Intrygujący jest cover utworu Johnny’ego Casha „Folsom Prison Blues”. Natomiast „Kill the Emperor” daje dużo do myślenia. Nowa muzyka tego ulicznika jest w sporej mierze niespokojna, tłusta, mięsista i bardzo pochmurna. Na płycie "Love, War and The Ghost of Whitey Ford” jest trochę melodii, które mogą się podobać, ale nawet najlepsze fragmenty nowej płyty nie osiągają poziomu kultowego „What it’s Like”, „I Can’t Move” czy wspomnianego „Put Your Lights On”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa