Gang Gang Dance - Saint Dymphna

gang_gang_dance__saint_dymphna


Album "Saint Dymphna" nowojorskiego kolektywu Gang Gang Dance jest znakomitą propozycją dla wszystkich osób znużonych depresyjną i brzydką listopadową pogodą. Wielbiciele niszowej muzyki alternatywnej nie muszą już z kolei katować bezustannie debiutanckiego krążka francuskiego duetu Justice.


Jeżeli ktoś się spotkał wcześniej w Internecie z nazwą „Saint Dymphna”, to pewnie zauważył, że czwarty studyjny album Gang Gang Dance spotkał się z dużym uznaniem krytyków na całym świecie. Pozytywne opinie wystawili mu między innymi dziennikarze muzycznych serwisów takich jak: Pitchfork, Tiny Mix Tapes, Resident Advisora, a także Allmusic.


Najbardziej w tej płytce zachwyca jej fantastyczny, troszeczkę senny, a momentami nawet hipnotyczny klimat. Jednak punkty należą się Amerykanom za wpadające w ucho melodie, przywodzące na myśl muzykę gigantów niemieckiej sceny elektronicznej z Kraftwerk na czele. Najnowsze dzieło Nowojorczyków zostało zainspirowane muzyką świata. Elementy muzyki azjatyckiej, afrykańskiej oraz indiańskiej wyraźnie słychać na „Saint Dymphna”, aczkolwiek słuchając płyty nie można się oprzeć wrażeniu, że wszystkie motywy i dźwięki tworzą sensowną i przemyślaną całość. Dla przykładu otwierający album „Bebey”, oparty w głównej mierze na dynamicznym,  bębnieniu, przywodzącym na myśl plemienne obrzędy z okresu kamienia łupanego, oblany słodkimi syntetycznymi dźwiękami, płynnie przechodzi w czadowy utwór „First Communion”. Ten drugi numer kojarzy się z dokonaniami Crystal Castles, ale nie tylko. Wokalistka grupy Liz Bougatsos próbuje swych sił w tym utworze w melodeklamacji, przez co kawałek jest podobny do dokonań Mathangi Arulpragasam, znanej bardziej jako M.I.A.


„First Communion” to nie jedyny utwór w którym możemy usłyszeć elementy muzyki rap. Drugim fragmentem płyty jednoznacznie kojarzącym się z muzyką hip-hopową jest „Princes”, nagrany wespół z młodziutkim, pochodzącym z Londynu producentem i wokalistą Tinchy Stryderem. Co ciekawe temu kawałkowi pasuje sąsiedztwo wyjątkowo powolnego, majestatycznego, syntezatorowego hymnu „Vacuum”, wzbogaconego o odgłosy strzelanin z gier komputerowych z pierwszej połowy lat 90., a także eksperymentalnego „Inners Pace”.


„Saint Dymphna” to świetnie skonstruowana całość, która po kilku przesłuchaniach kojarzy się z wspólną płytą Davida Byrne’a i Briana Eno "My Life in the Bush of Ghosts" oraz niezwykle wysoko ocenionym, eksperymentalnym dziełem „Kid A” autorstwa Radiohead .


Wbrew tytułowi nie jest to tylko album dla ludzi, którym patronuje Święta Dympna, tj. epileptyków i psychicznie chorych, tylko dla  wszystkich koneserów ambitniejszej muzyki popularnej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa