Emiliana Torrini - Me and Armini

Emiliana_Torrini


Emilana_Torrini__Me_and_Armini


Emiliana Torrini - Me and Armini


01. Fireheads – 3:44
    02. Me And Armini – 4:17
   03. Birds – 6:23
    04. Heard It All Before – 4:13
    05. Ha Ha – 3:15
    06. Big Jumps - 3:01
    07. Jungle Drum – 2:13
   08. Hold Heart – 2:04
   08. Gun – 5:45
    09. Beggar's Prayer - 2:55
    10. Dead Duck – 5:36
    11. Bleeder – 4:50


Islandia to państwo w Europie Północnej, położone na wyspie o tej samej nazwie i kilku mniejszych archipelagach. Całkowita powierzchnia Republiki Islandii wynosi 103 125 km², podczas gdy całkowita liczba ludności Islandii wynosi około 315 tysięcy ludzi. Dla porównania powierzchnia województwa opolskiego wynosi 9 411,67 km², a liczba jego ludności przekracza milion. Zakończmy na tym lekcję geografii. Przejdźmy do popkultury, a najlepiej od razu do muzyki, po to, żeby nie przedłużać wpisu (opisanie wszystkich kulturowych zjawisk tego państwa, począwszy od noblisty Halldora Laxnessa, poprzez poetę Steinna Steinarra, skończywszy na malarzach Johannesie Sveinssonie Kjarvalu i Einarze Hakonarsonie zajęłoby wieki).


Chyba każdy się zastanawia jakim cudem kraj o tak małej liczbie ludności, ma tak wielu utalentowanych artystów. To niby jeszcze nic nadzwyczajnego, ale  większość tych muzyków jest tak ogromnie popularna na całym świecie. Björk Guðmundsdóttir, Sigur Ros, mum i wreszcie Emiliana Torrini, która niedawno wydała swój nowy album „Me and Armini”. Dla porównania warto zauważyć, ze żaden z polskich wykonawców muzycznych nie jest tak dobrze kojarzony za granicą, jak wymienieni wyżej artyści islandzcy.


Nazwisko Torrini kojarzy może niewiele osób, ale na pewno każdy widział film Petera Jacksona „Władca Pierścieni: Dwie Wieże”. To właśnie Torrini wykonała utwór „Gollum’s Song” wieńczący słynny obraz. Ale to nie jedyny mariaż piosenkarki ze skomercjalizowaną kulturą masową. To Emiliana Torrini jest współautorką słynnego hitu Kylie Minogue z 2003 roku „Slow”. Jeżeli chodzi o jej inne związki ze słynnymi artystami tego świata, to odbyła ona tournée z takimi wykonawcami jak: Sting, Dido, Moby, Tricky oraz Travis.

 

Jednak wiadomo, że miarą każdego artysty nie są kooperacje z innymi artystami (Torrini nagrywała utwory z Paulem Oakenfoldem, Thievery Corporation, Gus Gus i Sneaker Pimps), trasy koncertowe u boku wielkich, lecz studyjne albumy, których Islandka z włoskimi korzeniami wydała już siedem. „Me and Armini” to jednak dopiera trzecia płyta, która miała swoją premierę na całym świecie. Trzy pierwsze: „Spoon”, „Croucie Dou La” i „Merman” ukazały się tylko w Islandii, natomiast piąty album „Rarities” zawierał materiał promocyjny nie przeznaczony do sprzedaży.

Torrini wdarła się przebojem na światową scenę muzyczną. Wydany w październiku 1999 roku „Love in the Time of Science” okazał się sukcesem komercyjnym i artystycznym. Niektórzy dziennikarze uznali nawet ten album za objawienie sceny elektronicznej i trip-hopowej, choć klasyfikowanie muzyki Islandki w ten sposób nie jest chyba właściwe, gdyż jej twórczość to intymny, niewinny, letni, refleksyjny pop. Co prawda w jej muzyce słychać różne muzyczne style: wspomnianą elektronikę i trip-hop, ale także jazz i dancehall, ale to jednak jest pop. Co ważne jest to pop na dość wysokim poziomie.


„Me and Armini” nie jest tak przebojową i ciekawą płytą jak „Love in the Time of Science”, ale jest to dzieło bardziej wyrafinowane, trudniejsze w odbiorze od tamtego albumu i przez to interesujące. Na albumie znajdują się przede wszystkim delikatne, rozmarzone piosenki, takie jak: „Fireheads”, „Birds”, „Ha ha” czy „Hold Heart”, ale są na nim też takie numery jak rozbujany, nawiązujący do estetyki reggae utwór tytułowy oraz inspirowany utworami Nicka Cave’a & The Bad Seeds z lat 90. kawałek „Gun”, w którym oprócz głosu Emiliany główną rolę odgrywają dezorientujące, psychodeliczne dźwięki syntezatorów oraz hałaśliwe dźwięki gitary, przypominające utwory wspomnianego Cave'a.


Nowy album Emiliany Torrini nie przekonuje do końca. Nie jest to wielki krążek. Ale mimo wszystko to jeden z najciekawszych popowych akcentów końca 2008 roku i zdecydowanie lepszy materiał od większości radiowej, popowej papki, serwowanej z sadystyczną namiętnością przez didżejów z polskich komercyjnych stacji radiowych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa