Mercury Prize 2008

elbowssk

Nadszedł czas bym zamieścił wpis o nagrodzie Mercury, która jest dużym wyróżnieniem dla  niezależnych, pochodzących z Wielkiej Brytanii i Irlandii twórców.


Mercury Prize jest  alternatywą dla komercyjnych nagród brytyjskiego przemysłu fonograficznego BRIT Awards. Nagroda Mercury jest co prawda wyróżnieniem prestiżowym, aczkolwiek jej głównym celem nie jest wyróżnienie najlepszej „wyspiarskiej” płyty roku, tylko promocja wykonawców mało znanych, mających słabą siłę przebicia w mediach, nagrywających ciekawą i wartościową muzykę. Dlatego też nagroda Mercury często wędruje do debiutantów. Dotychczas zostały wyróżnione między innymi pierwsze albumy: Primal Scream, Suede, Gomez, Badly Drawn Boy, Ms. Dynamite, Arctic Monkeys i Klaxons. Tym należy też tłumaczyć nie przyznanie ani jednej nagrody wykonawcom mającym ogromny wpływ na brytyjską scenę muzyczną, takim jak: U2, Oasis i Radiohead. W tym roku było troszkę inaczej. Nagroda nie powędrowała do żadnego z debiutantów,  tylko do grupy Elbow, który na muzycznej scenie istnieje kilka dobrych lat. Aczkolwiek zakłady bukmacherskie obstawiały, że najprawdopodobniej otrzyma ją twórca muzyki elektronicznej Burial, który zadebiutował w 2007 roku płytą „Untrue”,


Zespół Elbow był już raz nominowany do Nagrody Mercury w 2001 roku za debiutancki krążek „Asleep in the Back”, ale wtedy niespodziewanie wyróżnienie zgarnęła jedna z najciekawszych artystek na wyspach ostatnich dwudziestu lat, znana i uwielbiana przez krytyków i przez słuchaczy P.J. Harvey za płytę „Stories from the City, Stories from the Sea”. Elbow działał dalej, ale popularności nie osiągnął zbyt dużej, dlatego też jury Mercury Music Prize postanowiło nagrodzić w tym roku właśnie ten zespół za czwarty studyjny album „The Seldom Seen Kid”. Krążek jest uznawany przez wielu dziennikarzy za najlepszy w  karierze zespołu.


Czy jest to nagroda zasłużona? Moim zdaniem było kilka lepszych płyt w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Lepsza była przebojowa produkcja „The Age of the Understatement” zespołu The Last Shadow Puppets, która także była w tym roku nominowana do nagrody Mercury, aczkolwiek o „The Age of the Understatement” wiadomo było jeszcze przed premierą, że osiągnie duży sukces. Arctic Monkeys, czyli macierzysta grupa Alexa Turnera, który śpiewa w The Last Shadow Puppets, otrzymała Mercury Prize dwa lata wcześniej, więc specjalnie nie trzeba reklamować jego produktów. Natomiast formacji Elbow trzeba było pomóc, żeby wypłynęła na szerokie wody.


„The Seldom Seen Kid” to na pewno płyta klasowa, godna uwagi, ale czy wielka? Potrzeba trochę czasu aby to stwierdzić. Na razie nie jestem tego pewien. Otwierający album „Starlings” rozpoczyna się kakofonią dźwięków, która kojarzy się z końcówką utworu „Strawberry Fields Forever” The Beatles, ale ten jazgot trwa tylko przez piętnaście sekund, żeby później przeistoczyć się w majestatyczny, powolny utwór, kojarzący się zarówno z późnymi nagraniami The Beatles oraz Sigur Ros. Już przy pierwszym utworze da się zauważyć trzy rzeczy charakteryzujące nowe nagrania Elbow. Przede wszystkim przepych, bogatą aranżację utworów. Tutaj prawie wszędzie słychać trąbki, puzon, skrzypce oraz wiolonczele. Drugą ważną rzeczą jest znakomity, ciepły głos lidera grupy Guya Garveya. Trzecią i ostatnią cechą, zauważalną już przy pierwszym utworze, „The Seldom Seen Kid” jest jego klimat, smutny, ponury, niekiedy wręcz przygnębiający, aczkolwiek jest to też płyta zmuszająca do refleksji i dla co niektórych osób, mogąca stać się pewnego rodzaju katharsis.


Drugi kawałek z albumu „The Bones of You” wybrany do promocji dzieła, może początkowo kojarzyć się piosenkami flamenco, aczkolwiek muzycznie jest to kuzyn piosenek pochodzących z „Ok Computer” grupy Radiohead. Później jest piękne, rozmarzone „Mirrorball” przywodzące na myśl spokojniejsze dokonania Porcupine Tree z ostatnich lat i najlepszy na płycie, bluesowy, oparty na doskonałym zeppelinowym riffie „Grounds for Divorce”. Cała ta płyta jest jak mozaika. Wszystkie jej elementy są różnokolorowe, aczkolwiek świetnie prezentują się jako całość. Każdy jej kawałek będzie lśnił swoim blaskiem, gdziekolwiek się go nie zaprezentuje, czy to będzie epickie, niemalże orkiestrowe „One Day Like This” czy wyciszone, jazzujące, nagrane do spółki z Richardem Hawleyem, „The Fix”.


Dobrze, że jest taka nagroda jak Mercury. Nie daje ona co prawda odpowiedzi, na to jaki był najlepszy album ostatnich dwunastu miesięcy na wyspach, ale dzięki niej więcej osób wie o takich artystach jak Elbow.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa