Coldplay - Viva La Vida Or Death And All His Friends

coldplay__viva_la_vida

 

01. Life in Technicolor – 2:29
02. Cemeteries of London – 3:21
03. Lost! – 3:55
04. 42 – 3:57
05. Lovers in Japan/Reign of Love – 6:51
06. Yes – 7:06
07. Viva la vida – 4:01
08. Violet Hill – 3:42
09. Strawberry Swing – 4:09
10. Death and All His Friends – 6:18

Coldplay to obecnie najpopularniejsza kapela grająca alternatywny rock. Trudno powiedzieć co tak naprawdę leży u podstaw wielkiego sukcesu formacji . Być może to, że muzyka zespołu jest ambitna, niepoddająca się presji rynku, a jednocześnie przyjazna masowemu odbiorcy.  Faktem jest, że każda płyta Coldplay jest wydarzeniem. Tak było z najnowszym dziełem Anglików zatytułowanym „Viva La Vida Or Death And All His Friends”. Nazwa płyty została zaczerpnięta z obrazu malarki Fridy Kahlo „Viva La Vida”,z kolei okładkę albumu zdobi obraz francuskiego malarza Eugene’a Delacroix „Wolność wiodąca lud na barykady”.  To nie jedyne nawiązanie do malarstwa. W teledysku do utworu tytułowego wokalista  zespołu Chris Martin wędruje po Hadze z obrazem pod pachą.


„Viva La Vida Or Death And All His Friends” to obok debiutanckiego dzieła Parachutes” najlepszy album grupy.  Niestety nie ma na tej płycie ponadczasowych przebojów, takich jak: „Don’t Panic”, „Spies”, „Yellow”, „Trouble”, „Clocks” czy „Speed of Sound” znanych z poprzednich albumów grupy. Najnowsza płyta zespołu nie przynosi też żadnych niespodzianek brzmieniowych oraz kompozycyjnych i przywołuje dokonania The Beatles, Petera Gabriela, The Police  oraz U2.


„Viva La Vida Or Death And All His Friends” stanowi zwartą, przemyślaną konstrukcję. Dowodem na to są chociażby utwory nagrane z twórcą muzyki elektronicznej Jonem Hopkinsem „Life in Technicolor” oraz „The Escapist”. Pierwszy z nich otwiera, a drugi zamyka całość. W każdym utworze z płyty słychać dojrzałość i co ważne piosenki nie wylatują  szybko z głowy. W przypadku poprzedniego albumu  „X&Y” w pamięci zostawały tylko dwa utwory: „Speed of Sound”, będący wariacją na temat wielkiego przeboju grupy „Clocks” z 2002 roku oraz „Talk”, oparty na syntezatorowym riffie, pochodzącym z utworu „Computer Love” grupy Kraftwerk.


„Cemeteries of London” to numer zainspirowany opowieściami o polowaniach na czarownice oraz hiszpańskimi piosenkami. W „Lost!" najbardziej charakterystycznym elementem są kościelne organy. „42” rozpoczyna się jak najzwyklejsza fortepianowa ballada, żeby się przeistoczyć w stadionowy hymn. Z kolei ciekawe piosenki „Lovers In Japan / Reign Of Love” i „Yes”  to zlepek kilku utworów połączonych w jedną całość. Tytułowy kawałek z płyty „Viva La Vida” brzmi sztucznie. Członkowie zespołu porwali się z motyką na słońce, chcąc stworzyć dzieło łączące elementy muzyki pop z muzyką klasyczną. Jednak nie sposób nie docenić  doskonałej produkcji piosenki. Na minus niestety przemawia to, iż  utwór został  zainspirowany kawałkiem zespołu Creaky Boards „The Song I Didn’t Write”. Członkowie amerykańskiej kapeli w związku z tą sytuacją oskarżyli Coldplay o plagiat.


Najlepszym utworem z nowej płyty zespołu płyty jest jednak numer, który słuchacze mieli okazję poznać najwcześniej, wyraźnie nawiązujący do poprzednich dokonań zespołu „Violet Hill”. To prosty, rockowy utwór, w którym wszystko się kręci wokół wyszczerbionych, zniekształconych dźwięków gitary Jonnego Bucklanda. Martin śpiewa w tej piosence coś o karnawałach, jakimś tam grudniu, wojnach, religiach, ale tak naprawdę to pierwszy antywojenny utwór Coldplay. Być może to właśnie ten przebojowy kawałek, rozpowszechniany od 29 kwietnia do 6 maja za darmo za pośrednictwem Internetu nakręcił olbrzymią sprzedaż nowego albumu kapeli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa