Arctic Monkeys - Tranquility Base Hotel + Casino

Arctic_Monkeys__Tranquillity_Base_Hotel

Arctic Monkeys - Tranquility Base Hotel + Casino (2018) Domino


smoothstar2smoothstar2smoothstar_halfsmoothstar0smoothstar0


 01. Star Treatment – 5:55
02. One Point Perspective – 3:29
03. American Sports – 2:38
04. Tranquility Base Hotel & Casino – 3:32
05. Golden Trunks – 2:54
06. Four Out of Five – 5:12
07. The World’s First Ever Monster Truck Front Flip – 3:00
08. Science Fiction – 3:06
09. She Looks Like Fun – 3:03
10. Batphone – 4:32
11. The Ultracheese – 3:38


2018_ArcticMonkeys_ZackeryMIchael920x584

Na najnowszy studyjny album fani Arctic Monkeys musieli czekać wybitnie długo, bo aż pięć lat. Ale członkom zespołu nie ma się co dziwić, że tak długo kazali czekać swoim miłośnikom na nowe nagrania. "Tranquility Base Hotel & Casino" jest bowiem następcą album "AM", który otrzymał nagrodę BRIT w kategorii najlepszy brytyjski album roku i stał się światowym bestsellerem. Grupa więc nie mogła sobie pozwolić na wydanie byle czego.


Przy okazji odsłuchu "Tranquility Base Hotel & Casino" warto przypomnieć sobie pokrótce historię zespołu. Grupa zadebiutowała w 2006 roku i w poprzedniej dekadzie cieszyła się dość dużą popularnością wśród młodych ludzi oraz przychylnością mediów. Jednak niedużo było osób, które wróżyło tej grupie aż tak wielką karierę - Arctic Monkeys na jej początku grali bowiem zwyczajnie brzmiącego gitarowego rocka. Zespół jednakże nie chciał być efemerydą i rozwijał się. Prezentował słuchaczom nowe rzeczy. Oczywiście wszystkie poprzednie płyty są w jakimś stopniu do siebie podobne i nawet laikowi zawsze łatwo było rozpoznać brzmienie Arctic Monkeys i głos Alexa Turnera.


Natomiast "Tranquility Base Hotel & Casino" to już rzecz z zupełnie innej beczki i bardzo odbiega od dotychczasowej twórczości formacji. Przed premierą krążka dużo osób robiło sobie duże nadzieje z nim związane. Zainteresowanie wzmogło się po opublikowaniu serii nowych zdjęć zespołu, który zaprezentował się podczas ostatniej sesji fotograficznej zdecydowanie inaczej niż do tej pory - niezwykle dojrzale i trochę dandysowsko. Wzrok szczególnie przykuwał zarośnięty Alex Turner. W sieci nawet pojawiła się petycja, aby muzyk jak najszybciej ściął brodę i powrócił do starego imażu, ale piosenkarz skwitował to stwierdzeniem, że dziwi się, że ludzie mają tyle wolnego czasu, aby zajmować się jego wyglądem - Turner brody raczej nie zetnie. Włosów chyba też w najbliższym czasie nie skróci. Nowy wizerunek Arctic Monkeys zmusił fanów do myślenia. Część z nich stwierdziła, że zespół wygląda jak Beatlesi, gdy nagrywali Sierżanta Pieprza i tym samym robiło sobie nadzieję na to, że Arctic Monkeys jest w przededniu wydania epokowej płyty.


Rzeczywiście "Tranquility Base Hotel & Casino" jest płytą jedyną w swoim rodzaju. Najnowszy krążek najważniejszej indie rockowej formacji ostatnich lat wypełnia bowiem muzyka, która gitarowym, niekomercyjnym alternatywnym rockiem na pewno nie jest. "Tranquility Base Hotel & Casino" to według krytyków lounge pop i nie sposób się z nimi nie zgodzić. Z uwagi na to, iż lounge music to gatunek muzyczny wywodzący się z popu, swingu, soulu i jazzu, popularny w połowie XX wieku i kojarzony z barami i kasynami hoteli trzeba przyznać, że nazwa płyty jest wyjątkowo adekwatna do zawartości. Jednak Arctic Monkeys średnio poradzili sobie z nagraniem tak nietypowej dla dzisiejszych czasów płyty.


Alex Turner jest generalnie bardzo chwalony za teksty znajdujące się na najnowszym dziele zespołu, dotyczące polityki, konsumpcjonizmu, religii i technologii, jednak jak zauważyli niektórzy słuchacze "piękne teksty czynią muzykę wielką, ale wspaniałe nagrania to przede wszystkim wielka muzyka", której na "Tranquility Base Hotel & Casino" jest niewiele. Większość młodych fanów muzyki gitarowej nie zostawiła na najnoszym dziele Arctic Monkeys suchej nitki i stwierdziła, że "Tranquility Base Hotel & Casino" to coś co się spodoba ich dziadkom podczas gry w bingo i że wygląda to jak zestaw odrzutów z sesji nagraniowych Davida Bowiego, gdy ten śpiewał dziwaczne piosenki o kosmosie.


Jednak aż tak fatalnie nie jest, żeby wystawić Arctic Monkeys zero punktów za ten album. Pomimo dziwacznego konceptu, braku zapamiętywalnych refrenów i rezygnacji z gitarowych riffów te album momentami chwyta za serce. Przyjemnie robi się podczas odsłuchu hipnotycznego i apatycznego kawałka tytułowego, przypominającego twórczość legendarnego zespołu The Stranglers. Jeszcze lepsze wrażenie robią: melodyjny utwór "Golden Trunks" z charakterystyczną gitarową zagrywką i glam-rockowy kawałek "Four Out of Five" nawiązujący do dokonań z lat 70. Davida Bowiego. Miło robi się jeszcze podczas odsłuchu paru innych momentów na płycie, jak np. "Batphone", gdzie wokal Alexa Turnera jest naprawdę nieziemski, a muzycy wytworzyli naprawdę specyficzną, trochę niepokojącą atmosferę.


Na koniec można tylko powiedzieć, że "Tranquility Base Hotel & Casino" to płyta bez przyszłości, albo w sumie raczej taka, której przyszłość jest w barach i holach hotelowych (swoją drogą usłyszeć Arctic Monkeys w poczekalniach hotelowych byłoby naprawdę przyjemnie). Poznać najnowsze dziecko najważniejszego zespołu indie rocka trzeba, ale chyba lepiej znowu katować "I Want It All", "Why'd You Only Call Me When You're High?" i "One for the Road" niż na siłę próbować przekonać się do nowego dzieła Arctic Monkeys.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa