Off Festival 2010 - relacja

samoloty nad głowami festiwalowiczów


"O JA PIERDOOOLĘ!" - wykrzyknął O.S.T.R. gdy jego oczom ukazały się małe samoloty szybujące parę metrów nad głowami uczestników koncertu (tegoroczny Off Festival odbywał się na terenie Doliny Trzech Stawów w Katowicach w pobliżu lotniska Muchowiec). Po chwili dodał, że zawsze marzył by się przelecieć szybowcem, jednak brakuje mu odwagi by to zrobić. Dialogu z publicznością nie było widać końca, a każda wypowiedź rapera spotykała się z entuzjastyczną reakcją publiczności. To jednak nie wodzirejskie umiejętności Adama Ostrowskiego sprawiły, że ludzie tak dobrze bawili się na koncerta pochodzącego z Łodzi muzyka. Ostry dał jeden z najlepszych koncertów trzeciego dnia imprezy. Bardzo spodobały mi się rockowe wersje utworów rapera; prezentacja kawałków Ostrowskiego w tej formie byla możliwa dzięki zespołowi towarzyszącemu muzykowi na scenie – ŁDZ Orkiestra. Dzięki temu kawałki rapera nabrały nowego, niezwykle intrygującego wymiaru.


Nie tylko Adam Ostrowski zaprezentował się inaczej niż do tej pory. Pierwszy koncert w ramach Off Festivalu na którym byłem dał zespół Kim Nowak, w którego składzie znajdują się bracia Waglewscy, tj. Fisz i Emade. Nowy projekt wykonawców związanych do tej pory ze sceną hip-hopową jest dla mnie totalnym zaskoczeniem. Zanim dotarłem pod scenę zastanawiałem się czy czasem nie zmienił line-up i na scenie nie występuje klon Black Sabbath. Nic takiego nie miało miejsca. Nowy zespół braci Waglewskich prezentuje muzykę ostrą, gitarową, brudną, zbliżoną bardziej do tego co prezentują tacy wykonawcy jak: Bad Brains, Sonic Youth czy występujący na tegorocznej edycji festiwalu Dinosaur Jr. niż do tego co dotychczas robili Fisz i Emade. Zresztą jak wypowiadał się w wywiadzie dla Tygodnika "Przegląd" Bartosz Waglewski pracując w studiu nad nowymi piosenkami chodziło o to, by jego nowa muzyka śmierdziała, była brudna; równie istotną kwestią w trakcie nagrywania płyty "Kim Nowak" był sentyment do mocnej, rockowej muzy popularnej na początku lat 90.


Na tegorocznym Offie zaprezentowała się zresztą całą rodzina Waglewskich. Legendarny zespół Wojciecha Waglewskiego Voo Voo zaprezentował w całości swój drugi studyjny album "Sno-powiązałka", uważany przez większość fanów za najlepszy w bogatym dorobku grupy. Koncert Voo Voo był jednym z najlepszych pierwszego dnia festiwalu, aczkolwiek w przypadku tego zespołu świetny występ to standard.


Dowodzona przez Jędrzeja Kodymowskiego Apteka również zagrała utwory tylko z jednej płyty. Odegranie w całości kultowego krążka "Menda" było z pewnością jednym z najważniejszych wydarzeń tegorocznej edycji Off Festivalu. Najbardziej zwracały uwagę na siebie dzieci, które przywędrowały na koncert wraz z rodzicami i śpiewywały razem z Kodymem takie teskty jak:


"Towar tego skurwysyna


Przeżeniona kokaina"


("Przypowieść")


czy


"Gadka klei się powoli


Ta coś mendzi ten pierdoli


Laski piją pierwsze drinki


Bo to luźne są dziewczynki"


("Chłopcy i dziewczyny").


Było gitarowo, wesoło i przede wszystkim kultowo. Nie przypadkowo na portalu onet.pl najważniejszym newsem w sobotniego dnia Off Festivalu było to, że pochodzące z Gdyni kapela zaprezentowała w całości słynną "Mendę".


Polska reprezentacja w ogóle była w tym roku wyjatkowo mocna. Oprócz wyżej wymienionych wykonawców na festiwalu zaprezentowały się tacy wykonawcy jak: Lenny Valentino (supergrupa dowodzona przez Artura Rojka, mająca na koncie tylko jeden album; notabene bardzo dobry – "Uwaga! Jedzie tramwaj" z 2001 roku), nieistniejący na chwilę obecną Something Like Elvis czy uznany przez polski przemysł fonograficzny za najlepszy polski zespoł 2009 roku szczeciński Hey.


Największy entuzjazm podczas tego typu imprez zwracają jednak artyści zagraniczni. Nie inaczej było i tym razem. Już koncert nowojorskiej grupy The Psychic Paramount okazał się wydarzeniem. Amerykanie zaprezentowali muzykę głośną i psychodeliczną, jednak ich występ był w pełni przyswajalny nawet dla osób nie mających z noisem nic wspólnego. Nawet dla takich sceptyków jak ja, dla których koncert hałaśliwego No Age był udręką, występ The Psychic Paramount był fascynujący.


Pierwszą zagraniczną gwiazdą która zaprezentowała swoje możliwości na Offie był brytyjski kwintet The Horrors. Kapela dała doskonały koncert, dzięki czemu mogłem w pełni zrozumieć ich ogromną popularność (dla wielu festiwalowiczów występ formacji dowodzonej przez nawiedzonego, niezwykle wysokiego Farisa Badwana był najważniejszym wydarzeniem tegorocznego Off Festivalu). Dzieki temu występowi wreszcie dostrzegłem urok muzyki Anglików (wcześniej uznany przez NME za najlepszy krążek 2009 roku album "Primary Hours" średnio mi przypadł do gustu). Członkowie kapeli nie tylko znakomicie grali i śpiewali, ale również zabójczo wyglądali, tj. jak członkowie rodziny Adamsów.


Występ tej ponurej gromadki był jedynie przedsmakiem uczty jaka czekała na fanów dobrej muzyki na scenie leśnej. Pochodząca z Wielkiej Brytanii punkrockowa formacja Art Brut dała najbardziej energetyczny i najlepszy koncert wieczoru. Kulminacyjnym momentem występu była przechadzka wokalisty Eddiego Argosa wśród publiczności i jego zabawna opowiastka o wizycie w muzeum Van Gogha, w której główną rolę odegrała cena biletu.


Największym odkryciem pierwszego dnia festiwalu jest dla mnie duńska kapela Efterklang, która wydała niedawno pierwszy album w legendarnej wytwórni 4AD "Magic Chairs". Zespół zagrał swoje najpopularniejsze utwory i zdobył serca wielu uczestników koncertu nie mających zbyt wielkiego pojęcia o pochodzącym z Kopenhagi indie popowym kolektywie. Może zaprzyjaźniony z Duńczykami Czesław Mozil namówi muzyków na mini trasę po Polsce? Notabene szkoda, że Efterklang grał w tym samym czasie co Lenny Valentino; przez to mniej osób miało okazję zapoznać się z tym sympatycznym kwartetem.


scena główna; koncert Archie Bronson Outfit


Przed prawdziwym dylematem słuchacze stanęli jednak drugiego dnia festiwalu o 19.40. Na głównej scenie potężne, rockowe kawałki prezentował bluesowy zespół Archie Bronson Outfit. Kawałki pochodzące z najsłynniejszego albumu tria "Derdang Derdang" jak: "Cherry Lips" czy "Dead Funny" po prostu wgniatały w ziemię. W tym samym czasie na scenie Trójka Offensywa w inny wymiar przenieśli uczestników imprezy Niemcy z Mouse on Mars. Występ Andy'ego Tomy i Jana St. Wernera był jednym z najmocniejszych i najbardziej dynamicznych koncertów tegorocznej edycji Off Festivalu. Tak jak wspomniałem nie było szans by uczestniczyć w całości tego niesamowitego spektaklu, jednak miałem to szczęście, że zdążyłem zobaczyć i usłyszeć jak duet gra swój największy przebój "Actionist Respoke".


Jeszcze tego samego dnia odkryłem jaki niesamowity potencjał komercyjny kryją w sobie piosenki folk-popowego zespołu Tunng – na najnowszym dziele formacji "...And Then We Saw Land" jest chyba najwięcej tego typu utworów z "Don't Look Down Or Back" oraz "It Breaks" na czele oraz ujrzałem najbardziej niedocenianą grupę na świecie – Mew. Duńska formacja Mew mogłaby spokojnie uchodzić za jeden z najlepszych zespołów na świecie; jak na razie kapela furorę robi w krajach skandynawskich oraz wśród miłośników gier słownych (spróbujcie szybko wymówić tytuł najnowszej płyty tego progresywnego bandu - "No More Stories Are Told Today, I'm Sorry They Washed Away // No More Stories, The World Is Grey, I'm Tired, Let's Wash Away").


Zupełnie nie przypadł mi do gustu występ jednej z ostatnich gwiazd Off Festivalu – również pochodzącej z Danii formacji The Raveonettes. Pochodzący z Kopenhagi duet rozpoczął wprawdzie bardzo mocno; na początek poleciały: jeden z najciekawszych fragmentów najnowszej płyty formacji "In and Out of Control" - "Gone Forever" oraz słynny, garażowy kawałek "Attack of the Ghostriders", od którego kariera Sune Rose Wagner oraz pięknej Sharin Foo się zaczęła.


Znudzony tym co prezentowali The Raveonettes poszedłem do namiotu by przejrzeć się szaleństwu jakie zapanowało po wejściu na scenę wywodzącego się z Malawi zespołu The Very Best. Zabawa trwała na całego, dmuchane palmy stanowiące dekoracji sceny latały wśród rozentuzjazmowanej publiczności, większość osób tańczyła i śpiewała razem z Esau Mwamwaya, nie rozumiejąc w ogóle piosenek rozbrzmiewających w namiocie. Zachwyceni afrykańscy muzycy mówili tylko co chwila: "Polen is crazy".


To był nie tylko szalony, ale również najlepszy muzyczny festiwal 2010 roku. Katowice z kolei dość nieoczekiwanie stają się kulturalnym centrum kraju; już za niecałe dwa tygodnie na Festiwalu Tauron Nowa Muzyka zaprezentuje swoje możliwości Bonobo wraz z zespołem, w tym samyhm czasie w Spodku odbędzie się Metal Hammer Festival, którego główną gwiazdą będzie wracający do wielkiej formy nu-metalowy Korn.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa