Podsumowanie 2009: płyty roku - miejsca 16-20


Koneserzy dobrej muzyki powinni być zadowoleni. Ubiegły rok okazał się wyjątkowo tłusty. W ciągu minionych 12. miesięcy ukazało się wiele smakowitych, godnych polecenia wydawnictw. Z tego powodu miałem też olbrzymi problem z muzycznym podsumowaniem roku. Na samym początku nie wiedziałem co umieścić na liście i dlaczego. Później olśniło mnie, aczkolwiek podsumowanie co chwila zmieniało się jak w kalejdoskopie. Jedne płyty wypadały z niego z wielkim hukiem, inne znajdowały uznanie w moich oczach, a raczej uszach i dzięki temu się w nim znajdowały.


Z tego powodu, że wielu artystów w ubiegłym roku nawiedziła twórcza wena w moim zestawieniu 20. najlepszych płyt roku zabrakło miejsca dla albumów wyjątkowych, momentami wręcz fascynujących. Nie ma na liście najnowszych propozycji muzycznych takich wykonawców jak: Manic Street Preachers, Charlotte Gainsbourg, Neon Indian czy The Horrors. Na liście nie znalazł się też monumentalny dwupłytowy album Dj-a Hella "Teufelswerk", uznawany powszechnie za życiowe osiągnięcie Niemca. Na próżno też szukać ostatniego studyjnego dokonania irlandzkiej grupy U2 "No Line on the Horizon", mimo że jest to udany krążek, spełniający oczekiwania licznych fanów względem zespołu. Największą sensacją jest jednak to, że w zestawieniu brak debiutanckiego albumu supergrupy The Dead Weather "Horebound", złożonej z członków formacji The Racounters, Queens of the Stone Age i The Kills, kierowanej przez uwielbianego przez krytyków wizjonera muzycznego Jacka White'a.


Oto najlepsze płyty 2009 roku:


20. Rihanna - "Rated R"


Rihanna -



Absolutne zaskoczenie. Pochodząca z Barbadosu niespełna 22-letnia wokalistka od samego początku trwającej już kilka lat kariery była supergwiazdą muzyki pop, ale muzycznie dotychczas prezentowała się przeciętnie. "Rated R" to duży krok do przodu, który sprawił, że do czarnoskórej piosenkarki zacząłem odnosić się z wielkim szacunkiem. Wcale nie chodzi o to, że do prac nad płytą zaprosiła wielkiego Slasha – utwór "Rockstar 101" nagrany z ex-gitarzystą Guns 'n' Roses uważam za jeden z najsłabszych momentów tego rewelacyjnego krążka. "Rated R" to po prostu stylowy album pop - namiętny, mocny, dramatyczny, z całą masą zapadających w pamięci piosenek, przede wszystkim tych wolnych, jak: "Russian Roulette", "Te Amo", "Cold Case Love" i "The Last Song".



19. Maxwell - "BLACKsummers'night"


Maxwell -



36-letni amerykański piosenkarz R&B Maxwell w Polsce pozostaje osobnikiem anonimowym, a szkoda (wspaniały głos i jeszcze większy talent Maxwella sprawiają, że ludzie nie przepadający za R&B zaczynają się interesować tym rodzajem muzyki, co należy uznać za duży sukces). Z kolei w Stanach Zjednoczonych artysta jest celebrytą; najnowszy album muzyka "BLACKsummers'night" zadebiutował na 1. miejscu amerykańskiej listy przebojów i zgarnął niemalże wszystkie możliwe branżowe nagrody (nagrodę Grammy za album roku sprzątnęła mu sprzed nosa młodziutka gwiazdka muzyki country Taylor Swift). "BLACKsummers'night" to płyta z którą bez dwóch zdań należy się zapoznać. Elegancki, namiętny, zmysłowy i świetnie zaaranżowany album to krążek dobry nie tylko do tego by spędzić przy nim romantyczny wieczór, ale również mogący służyć jako wstęp do fascynującego świata nowoczesnego R&B.



18. Yoko Ono Plastic Ono Band - "Between My Head & The Sky"


Yoko Ono Plastic Ono Band -



Mimo że Yoko Ono Plastic Ono Band tworzą zupełnie inni ludzie niż kiedyś (dla przykładu Johna Lennona zastąpił jego młodszy syn Sean) to grupa nagrała materiał stylistycznie zbliżony do dawnych osiągnięć zespołu. I być może nawet lepszy, bo bardziej przyswajalny dla przeciętnego odbiorcy od legendarnego krążka "Yoko Ono/Plastic Ono Band" z 1970 roku.


17. Phoenix - "Wolfgang Amadeus Phoenix"


Phoenix -



Nie spodziewałem się, że Francuzi zajdą tak wysoko w podsumowaniu roku. A jednak. "Wolfgang Amadeus Phoenix" zapadł mi w pamięci jako relaksujące, energetyczne, hipnotyzujące dzieło przy którym z powodzeniem można potańczyć (choć na pewno nie tak dobrze jak przy muzyce dance). Najbardziej mnie jednak zastanowia sukces wśród krytyków muzycznych – najnowsze dzieło pochodzących z Francji muzyków znalazło się w ścisłej czołówce wszystkich rankingów muzycznych (ustępując tak naprawdę miejsca jedynie płycie "Merriweather Post Pavilion" Animal Collective). Nie ma na nim wielkich przebojów; nie jest to album rewolucyjny, wywołujący gęsią skórkę, a tym bardziej arcydzieło muzyki pop – powodzenie płyty "Wolfgang Amadeus Phoenix" pozostanie pewnie dla mnie zagadką. Niemniej jednak jest to dobry album, dlatego nie mógł się nie znaleźć w tym miejscu.



16. The Pains Of Being Pure At Heart - "The Pains Of Being Pure At Heart"


The Pains Of Being Pure At Heart -



Gdy po raz pierwszy usłyszałem debiutancki album nowojorskiego kwartetu aż mnie odrzuciło. Wyjątkowa hałaśliwa indie popowa płyta wydała mi się niczym innym jak pozbawioną gracji kakofonią dźwięków, nie wnoszącą absolutnie nic do muzyki popularnej; na dodatek stwierdziłem, że zespół bezczelnie i nieudolnie zrzyna z klasyków muzyki alternatywnej z lat 80. i początku 90., przede wszystkim z My Bloody Valentine. Ale po bliższym zapoznaniu się z krążkiem odkryłem, że w tym szaleństwie jest metoda, a zestawienie najlepszych płyt 2009 roku bez tego krążka byłoby bardzo niepełne.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa