Chris Cornell - Scream

cornell__scream

Chris Cornell - Scream (2009) Interscope

    01. Part of Me - 5:14
02. Time - 4:39
03. Sweet Revenge - 4:10
04. Get Up - 3:35
05. Ground Zero - 3:09
06. Never Far Away - 5:06
07. Take Me Alive - 4:36
08. Long Gone - 5:15
09. Scream - 6:14
10. Enemy - 4:35
11. Other Side of Town - 4:48
12. Climbing Up the Walls - 4:48
13. Watch Out - 4:02
14. Two Drink Minimum - 3:03 (Hidden Track)

Najczęściej komentowaną i zarazem najgorzej ocenioną płytą ostatnich miesięcy jest nowy album Chrisa Cornella "Scream". Amerykański wokalista to żywa legenda rocka. Artysta był liderem amerykańskiej hard rockowej grupy Soundgarden, która ma na swoim koncie jeden z najważniejszych albumów lat 90. - "Superunknown". Po rozwiązaniu wspomnianej kapeli działalność artystyczna szła Cornellowi jak po grudzie. Dwa studyjne albumy muzyka przeszły bez echa, z kolei współpraca z byłymi członkami Rage Against the Machine pod nazwą Audioslave należała do średnio udanych. Aczkolwiek muzycy nagrali jeden wielki hit "Be Yourself", który wywindował sprzedaż ich drugiego krążka "Out of Exile" z 2005 roku, tak że płyta doszła na sam szczyt Billboardu. Jeden przebój i średnio udane płyty w ciągu 10 lat to słabo jak na artystę tego formatu. Cornell na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Miałkości tych dokonań nie zatuszują tłumy wielbicieli wraz córką byłego prezydenta Usa Jenną Bush na czele, ani umiarkowane sukcesy komercyjne. Być może dlatego okładka płyty "Scream" przedstawia artystę rzucającego gitarę? - wszak wszystko co Cornell zrobił do 2007 roku było muzyką stricte rockową. Były wokalista Soundgarden postanowił pójść w nowym, zaskakującym dla wszystkich kierunku. Trzeci studyjny krążek artysta nagrał wraz z najpopularniejszym producentem ostatnich lat Timbalandem, odpowiedzialnym za nagrania Nelly Furtado, Madonny i Justina Timberlake'a.


Ciągotki Cornella do muzyki popowej można było zauważyć na poprzedniej studyjnej płycie artysty "Carry On". Znalazła się tam przeróbka największego przeboju Michaela Jacksona "Billie Jean". Fani słuchając rockowej interpretacji popowego klasyka nie mogli wtedy nawet przypuszczać, że muzyk skieruje twórczość w tak dziwnym kierunku. Co prawda podobne wariacje zdarzały się w historii muzyki rozrywkowej. Na przykład zespół Queen w 1980 roku zaprezentował wspaniały funkowy utwór "Another One Bites the Dust", niepodobny do niczego w dotychczasowej dyskografii zespołu, a dwa lata później nagrał popowy, inspirowany nagraniami dyskotekowymi album "Hot Space". Jednak Chris Cornell poszedł kilka kroków dalej niż koledzy po fachu.


"Scream" to pop w czystej postaci. Na płycie słychać wkład Timbalanda oraz inspiracje muzyką Prince'a i Michaela Jacksona. Głos Cornella sprawdza się w takiej estetyce. Bardzo udanym utworem jest "Never Far Away" z zapadającym w pamięć, często powtarzanym refrenem, który niektórym słuchaczom będzie kojarzył się  z gitarowymi kawałkami Króla Popu, takimi jak: "Give In to Me" czy "Dirty Diana". Innymi ciekawymi momentami tej płyty są spokojne ballady "Long Gone" i "Scream", a także numer "Take Me Alive" w którym słychać echa chwalebnej gitarowej przeszłości Cornella. Oprócz tego na trzeci studyjnym krążku muzyka jest parę interesujących momentów, ale na pewno nie są one zbyt fascynujące. Chris Cornell miał na pewno dość oryginalny artystyczny zamysł, mający ukazać twórcę w zupełnie innej niż dotychczas estetyce. Niestety artystę opuściła wena twórcza, a Timbaland zbytnio muzykowi nie pomógł. Warto jednak podkreślić, iż to Timbaland jest odpowiedzialny za artystyczną porażkę płyty, ponieważ jego pomysły kompozycyjne i aranżacyjne nie są nawet w połowie tak dobre jak kiedyś, na przykład kiedy produkował "Loose" Nelly Furtado. Jednak z drugiej strony Cornell mógł się zastanowić kogo bierze do współpracy, gdyż Timbaland od jakiegoś czasu serwuje słuchaczom coraz mniej smaczne odgrzewane kotlety.



wpis wyróżniony przez portal gazeta.pl, opublikowany przez portal po śmierci Chrisa Cornella


chris cornell

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Queen - A Kind of Magic, recenzja 2008

DJ Khaled - Grateful

Pożegnanie bloxa